Tak po prostu ZWYCZAJNI?

Fot. powyżej: Natalia Szczudło


"... dobro nie jedno ma imię, a pomysły na to, jak je czynić, nie znają granic..." (cyt.) . O tym przekonujemy się w trakcie każdej edycji Plebiscytu Wybieramy Miłosiernego Samarytanina roku.  

Z całej Polski napływają zgłoszenia osób, które na co dzień, bezinteresownie pomagają człowiekowi w potrzebie. Po cichu, bo tak trzeba, przecież to takie oczywiste i ludzkie - słyszymy za każdym razem od laureatów.

Co o Plebiscycie i osobach wyróżnionych myśli dziennikarka, która od dwunastu lat spotyka się z Samarytanami, aby porozmawiać, napisać artykuł, aby został ślad i dowód dla Nas wszystkich, że "Niezwyczajni są Zwyczajni".


Zwyczajni - Niezwyczajni

Po raz pierwszy o Miłosiernych Samarytanach pisałam w 2008 r., gdy były przyznawane wyróżnienia za rok 2007. Już wtedy pomyślałam, że to inicjatywa niezwykła i bardzo potrzebna, bo ludzi, którzy ideę miłosierdzia przekuwają w konkretne czyny, warto promować. Oni przecież sami na afisz i przed kamery się nie pchają.

Nie przypuszczałam jednak, że od pisania o miłosiernych tak się uzależnię i że pisać będę przez tyle lat. Co więcej, już kilka razy łapałam się na tym, iż naiwnie myślałam, że już nic co dotyczy samarytan mnie nie zaskoczy. Przecież na gali słyszę za co dostali te bezcenne statuetki, wiem, co robią dobrego…

A później, gdy się z nimi spotykam, by porozmawiać (a potem napisać artykuł) okazuje się, że zaskoczona jednak jestem, a nawet nierzadko mam „spocone oczy”. Bo dobro nie jedno ma imię, a pomysły na to, jak je czynić, nie znają granic.

To nie wszystko – każdy z moich dotychczasowych rozmówców jak zaklęcie powtarza jedno zdanie:

przecież ja nie robię nic nadzwyczajnego!

Rozumiem, że to pokora godna samarytanina, ale tym bardziej czuję wtedy, że moim, dziennikarskim obowiązkiem, jest pokazać tę „nie-nadzwyczajność”, by dać innym przykład do naśladowania. 

Pomagać możemy przecież wszędzie – w pracy, na ulicy, w instytucjach zajmujących się profesjonalną pomocą potrzebującym, w szpitalu, hospicjum, a nawet w swoim domu, np. modląc się za tych, którzy szturmu na niebo bardzo potrzebują.

Kto z miłosiernych szczególnie utkwił w moim sercu i pamięci?

Na pewno jest kilka takich osób, a jedną z nich jest pani Klara Czenczek, która tytuł samarytanki odebrała za rok 2010. Miała wtedy 80 lat i wciąż pracowała w Szpitalu (od 55 lat!).

„Gdy pani Klara Czenczek widzi, że ktoś płacze, mocno przytula, ociera łzy i pociesza. Wszelkie serdeczności płyną dla niej z naszych serc. Jej zdjęcie mogłoby zdobić okładkę „Gościa”, bo z tą malutką, starszą kobietą, czujemy się bezpieczni. Boża Opatrzność nam ją tu zesłała – mówili mi wtedy pacjenci szpitala”.

Kolejną samarytanką, która chwyciła mnie za serce, jest Sylwia Juszkiewicz – zawodowo pielęgniarka w Krakowskim Pogotowiu Ratunkowym, a prywatnie anioł w ciele człowieka. Pomaga, gdzie tylko może i to nie tylko materialnie, ale również duchowo.

Ciepło myślę też o s. Bożence Leszczyńskiej OCV, która pracując w kapelanii USD w Prokocimiu i chorym dzieciom oddaje całe serce, o Annie Paruch, która zdecydowała się być zastępczą mamą dla dwóch niepełnosprawnych Wojtków i Eli Cisowskiej - ona też jest „winna” temu, że spociły mi się oczy, gdy z wrodzoną skromnością opowiedziała, czym – zdaniem głosujących w plebiscycie, broń Boże nie jej samej! – zapracowała na wyróżnienie.

A kto w tym roku dostanie statuetkę lub wyróżnienie?

Jestem tego bardzo ciekawa i wiem jedno:

na pewno zaszczytem będzie dla mnie móc porozmawiać z kolejnymi samarytanami.

Monika Łącka, dziennikarka „Gościa Krakowskiego”