Kulig w Niepołomicach
Może nie do końca było tak jak planowaliśmy, ale dzień był wyjątkowo udany, więc zasługuje na obszerną relację. Wycieczka zaczęła się od małej zmiany planów, bo śnieg stopniał, wyszło słońce i aura zrobiła się nieco bardziej wiosenna.
Ale my w każdej sytuacji jesteśmy elastyczni jak kolana pani Teresy tańczącej twista. Zamieniliśmy więc sanie na wozy i ruszyliśmy w las. No dobra, to organizatorzy zaprzęgnęli konie w wozy, a my bez marudzenia wskoczyliśmy na pokład.
Dwoma wozami, grzejąc się pod kocykami pojechaliśmy na wycieczkę przez Puszczę Niepołomicką. Konie dźwięcznie stukały kopytami, dzwoneczki radośnie dzwoniły, słońce uroczo mrugało do nas zza drzew, a my ze śpiewem na ustach cieszyliśmy się tą cudowną wyprawą.
Po przejażdżce trwającej tyle, co przesiewanie całego śpiewnika pani Jasi, czyli ok. półtorej godziny, wróciliśmy do miejsca początkowego na dalszą część atrakcji.
W starej stodole, pięknie udekorowanej świątecznymi ozdobami, czekało na nas ognisko. Zanim jednak zdążyliśmy przygotować kiełbaski do pieczenia, to puściliśmy ulubioną muzykę i w ruch poszły wszystkie nogi.
Kolejne dwie godziny spędziliśmy na tańcach, śpiewach, zajadaniu kiełbasek z ognia i piciu rozgrzewających herbatek.
Nawet kierowca autobusu i gospodarz terenu dali się wciągnąć do naszej zabawy. Czas w takim wspaniałym towarzystwie i tak dobrym nastroju zleciał bardzo szybko!
Na koniec zrobiliśmy wspólne pamiątkowe zdjęcie i tym samym wesołym autobusem wróciliśmy do Łagiewnik. Nie ważne czy saniami po śniegu, czy kołami po asfalcie, z taką ekipą można jechać na koniec świata i jeszcze dalej !